Posty

październik

Minęły dwa miesiące od ostatniego wpisu. Taka jest właśnie moja silna wola... Jednak coś mnie ciągnęło wciąż do pisania, ale lenistwo zwyciężało. Taki październik, taka piękna złota jesień to jest coś na co czekam cały rok a i tak nie zawsze się doczekam. Upajam się pięknem, upajam się kolorami, wdycham całą sobą. Wszystkie pory roku mają coś w sobie, ale złoty październik to jest to co mnie "bierze", obezwładnia i powoduje błogość, poczucie błogostanu, uwielbiam to! Już pierwsze pojawiające się na liściach przebarwienia powodują zachwyt. Nic nie poradzę, to jest silniejsze ode mnie :-) A jeszcze wczoraj dane mi było wdychać ostatnie kwiaty wiciokrzewu - kocham ten zapach, chociaż dla mnie osobiście jest to zapach schyłku lata nad morzem, cudowny zapach. Moim marzeniem jest wyhodować w ogrodzie wiciokrzew (ale nie każdy tak pięknie pachnie) i wdychać go wieczorami. Chyba boję się trochę spełnić to marzenie, bo co jak się rozczaruję? Boję się spełniać marzenia, ale o tym dzis...

sierpień

Sierpień zaczął się tydzień temu. Sierpień, wrzesień i październik to moje ulubione miesiące w roku. Uwielbiam takie dojrzałe lato i wczesną jesień, światło jest wtedy takie piękne, kolory ciepłe, najcudowniejsze w świecie. Podoba mi się wiosna i jej szalone zielenie, rozbuchana żywotność, ale te trzy ulubione miesiące są takie moje, takie bliskie mnie i mojej naturze. Dziecko powróciło z obozu, zadowolone, opalone i jakby starsze, dojrzalsze, coraz bardziej się ode mnie separujące. Cierpię. Bardzo ostatnio mi dokucza, że już odrosła, że już nigdy nie będzie tak blisko mnie i taka moja jak była jako paroletnia dziewczynka, z jakim oddaniem na mnie patrzyła, z jaką miłością się przytulała, jak bardzo byłyśmy blisko. Macierzyństwo to piękna, ale trudna droga, może dlatego taka piękna, że trudna właśnie. Wiem, że nie mogę jej na siłę przy sobie trzymać i że czas na wychowanie powoli się kończy, teraz musi odkrywać swoją drogę w życiu i muszę jej na to pozwolić, pępowina się rozciąga, aż w...

melancholia

Dwa przepisowe tygodnie urlopu za mną. Było fajnie, nigdzie się nie musiałam spieszyć, spędzałam czas z mężem i córką, byłam szczęśliwa. Od niedzieli córka na koloniach, a mnie jej bardzo brak i taka mnie jakaś melancholia ogarnia. Oczy mam w mokrym miejscu. Sytuacja w naszym kraju mnie dobija, dlaczego nam ludziom tak trudno jest się porozumieć, dlaczego nie stać nas na altruizm, na patrzenie na dobro innych, tylko wciąż przepychanki i walczenie o "moje". Polityk to powinien być ktoś na wskroś altruistyczny, myślący o dobru ludzi, inteligentny i przede wszystkim z ogromną wiedzą o świecie i historii, by mógł podejmować jak najmądrzejsze decyzje. Tym czasem mam wrażenie, że do polityki pchają się najgorsi z najgorszych, polityka jest brudna i takich ludzi przyciąga. Mam dystans do frakcji politycznych, właściwie z żadną nie sympatyzuję. Może to źle, ale ważny jest człowiek, a nie to z jakiej partii pochodzi. Brakuje mi też dziennikarzy, którzy nie opowiadają się za żadną op...

pogaduchy

Schudłam 2 kg nawet nie wiem kiedy, co mnie zmobilizowało do odchudzania się. Niestety od wczoraj nie mogę uruchomić wagi - peszek. W związku z odchudzaniem owsianka na śniadanie plus mocna kawa (dzisiaj siekierka z ekspresu włoskiego, bo ciężkie miałam wstawanie). Gdybym miała taras (marzę o nim od dziecka) to śniadanie jadłabym na nim, ale, że nie mam to jem mało higienicznie - na małżeńskim łóżku - kawa w kubełku na materacu męża (rzadko kiedy się wyleje ;-) owsianka na moim nocnym stoliku, a ja w spodniach od dresu położyłam się na swoim prześcieradle. Większość moich koleżanek popatrzyłaby na to ze zgrozą i dezaprobatą. Może się tego trochę wstydzę, ale sprzątanie od rana do nocy i przejmowanie się takimi rzeczami, że leżę w łóżku w ciuchach to nie moja bajka niestety. Mimo mojego wieku nie udało mi się zostać perfekcyjną panią domu i już pewnie nigdy nie uda - nie łudzę się. Pracuję nad sobą, ale bez szaleństw, po trochu, bo nie da się gwałtownie zmienić swoich przyzwyczajeń, a m...

skarbonka

Któryś z naszych gości podarował nam na ślub fajny prezent - skarbonkę, ale taką, którą trzeba rozbić, żeby dostać się do kasy. Od naszego ślubu minęło paręnaście lat, a ja dopiero niedawno zdecydowałam się rozbić skarbonkę, bo kryzysik finansowy miałam :-) Wiedziałam, że nie jest w niej wiele, bo powyżej 5 zł nic do niej nie trafiało, a i 5-tki żal mi było wrzucać. Było w niej - ok. 56 zł! Wstyd i hańba! Przez tyle lat tak mało się uzbierało? To skłoniło mnie do takiej refleksji - gdybym codziennie wrzucała do niej 1 zł miałabym teraz niezłą sumkę, przynajmniej dla mnie, bo przy tym rozwarstwieniu społecznym, które mamy dla każdego co innego jest "niezłą sumką". Stąd moje postanowienie - zatykam dziurkę w śwince i codziennie odkładam do niej 1 zł. Zobaczymy, co z tego wyjdzie! Howgh!

fajny poranek

Kawa i ostatni w tym sezonie odcinek American Gods. Lubię takie poranki :-)